sobota, 24 marca 2018

Japońska precyzja.




Wędrując wśród technik dekorowania jedwabiu, należy, a wręcz trzeba odwiedzić Wyspy Japońskie. Zaskoczy na pewno mnogość i pomysłowość w zdobieniu tkanin, tak ważnych w kulturze tego Narodu.
Na początek urzekła mnie technika shibori- jedna z odmian resist dye, czyli uchronienie wybranego fragmentu materiału przed zabarwieniem. Nie ma to nic wspólnego z odplamianiem, a bardziej przypomina technikę farbowania T-shirtów gdy wiązało się liczne supły i węzły, a potem wkładało w barwnik.
Technika shibori ma oczywiście wiele odmian, zainteresowanych odsyłam m.in do tej książki.




W zależności od spodziewanego końcowego efektu, na jedwabiu związywano mniejsze lub większe supełki, rożki, harmonijki, zaszywano obszary, wyszywano linie i kontury wybranych kształtów, wreszcie przyciskano deseczkami obszar przeznaczony do ochronienia. Tak przygotowaną tkaninę zanurzano w barwniku- na odpowiedni czas, by nie wniknął pod zawiązane lub zaszyte miejsca.
Tradycja każe, aby do shibori używać barwnika uzyskiwanego z indygowca.

Aby uzyskać pożądany wzór, można było np. mikro supełki/zaszycia umieścić jako tło, zaś nie zaszyta część materiału tworzyła właściwy wzór. Biorąc pod uwagę, że technika ta stosowana była do wytwarzania kuponów przeznaczonych na całe kimona, ich twórcom należy się szacunek za cierpliwość. Bo zaszycie to dopiero pierwsza część pracy- o czym niżej.

Nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała tej techniki na jedwabiu. Skupiłam się najpierw na samym szyciu. Kawałek jedwabiu postanowiłam ozdobić węzełkami, które miały rozmiar główki od zapałki. Zawiązane, zaszyte i mocno obwiązane nitką miały układać się w linie...
Pierwszych 25 węzełków robiłam dwie godziny. Ich układ był dosyć przypadkowy, mimo szczerych chęci utrzymania ich w jednej linii. Potem poszło już lepiej, linie zaczynały biec w pożądanych kierunkach, na końcu każdej zamieściłam grupkę supełków większych.



Przyszła także chwila na geometryczny wzór. Testy na różnych rodzajach supełków (bo jedne miały mieć potem barwny środek, a drugie nie) spowodowały, że powstał węzeł z kuponu surówki jedwabnej o roboczej nazwie "pąkiel".





Z duszą na ramieniu przystąpiłam do farbowania. Szkoda mi było na jedwab barwnika syntetycznego, użyłam wiec wywaru z mrożonych jagód bzu czarnego z odrobiną ałunu i octu. Materiały trzymałam bardzo krótko, około 20 minut w "mrugającym" barwniku. Materiałów nie moczyłam przed farbowaniem. Tkaniny wypłukałam, wystudziłam i wysuszyłam.



Ufarbowane, ale jeszcze związane materiały straciły trochę głębię koloru, widoczne były też przebarwienia z resztek barwnika. No, ale taki urok naturalnego barwienia.







Okazało się, że samo wiązanie i zaszywanie jest dosyć przyjemne, wszak to proces twórczy. Ale wszystko co się zawiązało trzeba odplatać, a zaszycia rozpruć. Zajęło to bardzo dużo czasu- następnym razem warto mniejszą wagę przyjmować do zostawiania estetycznych ścisłych supełków. Po ufarbowaniu ich nie widać, i są mocniej zaciśnięte. Warto też opracować sobie jakąś rytmiczną technikę wiązania i szycia, powtarzalny system- który potem ułatwia usunięcie nici i sznurków.
Co z tego wyszło?
Wydaje mi się, że mój "ludzik" na gładkim jedwabiu był dobrą wprawką, z uwagi na rozmiary pojedynczych zaszyć- po rozłożeniu mają maksymalnie 5 mm średnicy, większe 7 mm, a kółeczka na dole średnicę jednogroszówki.




Kupon geometryczny, przeznaczony zresztą na chustę furoshiki, wyraźnie udowadnia, że siła ma znaczenie- w czasie farbowania odpadły mi niektóre mocowania i widać po nich puste miejsce. Ale już teraz wiem, które węzełki mają potencjał, i jak je potem wykorzystać. 


Zainspirowana przez Panią Aleksandrę Görlich przymierzyłam się do prawdziwej figuralnej sceny. Relacja z jej wykonania już niebawem.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W Imperium Mongołów

Gdy zabieram się za nowy projekt, staram sobie wyobrazić konkretną osobę i sytuację, w której mógłby powstać dany ubiór w prz...