czwartek, 29 marca 2018

W Imperium Mongołów







Gdy zabieram się za nowy projekt, staram sobie wyobrazić konkretną osobę i sytuację, w której mógłby powstać dany ubiór w przeszłości. Pomaga to dobrać materiały i techniki do wykonania stroju, ograniczenie czasu i przestrzeni także ułatwia realizację.
Tym razem zainteresował mnie fenomen ubioru z samego serca Azji, czyli mongolski chałat z końca XII i początku XIII wieku.
Trudno przejść obok publikowanych w internecie chociażby złotych, jedwabnych strojów sprzed kilku wieków. Zatem nie przeszłam obok, a wręcz zaprosiłam je do domu na kilka dni.




W czasach ekspansji Mongołów na Państwo Środka produkcja jedwabiu była z powodzeniem kontynuowana, powstawały piękne adamaszki i brokaty, często jeszcze dodatkowo haftowane. Mongołowie przyczynili się walnie do zakończenia kilku dynastii chińskich i założyli własne. Ta opowieść pochodzi z okresu przejściowego, gdy imperium mongolskie krzepło w Azji.

Strój jaki postanowiłam zaprojektować i wykonać, należałby do średnio zamożnego, młodego wojownika mongolskiego. W czasie jednej ze swoich pierwszych wypraw, trafia do Państwa pod władzą chińskiej dynastii Jin, walnie przyczyniając się do jej upadku. Łupem padły wykonane przez rzemieślników piękne jedwabie, z charakterystycznym dla tej dynastii motywem, dekoracje ścienne, obrazy na jedwabiu i inne cenne przedmioty.


Wzór bazowy jaki wykorzystałam, oparty jest na bardzo charakterystycznym motywie. Znane są jego liczne przykłady- pole w kształcie kropli lub okręgu, w nie wpisane są zwierzęta: łabędzie, sarny, smoki…
Najbardziej znany pochodzi z Metropolitan Museum of Art- to kultowy wręcz fragment zielonego jedwabiu w łabędzie, podrywające się w trakcie polowania.


zbliżenie na rewers motywu


Wiedząc, w jaki sposób rozmieścić motyw, postanowiłam wykorzystać inny motyw z tego okresu, czyli sarenkę z czerwonego brokatu.




Niestety nie mam jeszcze umiejętności tkania takiego wzoru, więc mogła zapaść jedna decyzja- aby wizualnie było ok, zostaną wykorzystane stemple odpowiedniej wielkości i właściwie rozmieszczone.







Chałaty, szczególnie te złote, mają podszewkę często z tkaniny pochodzenia roślinnego, czasami także jedwabiu. Użyłam lnu, ale w pasie pojawiła się materia „z odzysku”. Stanowił ją obraz malowany na jasnym jedwabiu, przedstawiający górski krajobraz. Inspiracja był obraz z drugiej połowy XII wieku.







Ręczne szycie nadało chałatowi właściwy sznyt, zaś liczne, ręcznie barwione troczki z jedwabnych tasiemek, pozwoliły na właściwe modelowanie na sylwetce. 





Chałat trafił w ręce kolekcjonera, ale z resztek, jak w historycznym recyclingu,powstał jego młodszy brat w skromniejszej wersji.





sobota, 24 marca 2018

Japońska precyzja.




Wędrując wśród technik dekorowania jedwabiu, należy, a wręcz trzeba odwiedzić Wyspy Japońskie. Zaskoczy na pewno mnogość i pomysłowość w zdobieniu tkanin, tak ważnych w kulturze tego Narodu.
Na początek urzekła mnie technika shibori- jedna z odmian resist dye, czyli uchronienie wybranego fragmentu materiału przed zabarwieniem. Nie ma to nic wspólnego z odplamianiem, a bardziej przypomina technikę farbowania T-shirtów gdy wiązało się liczne supły i węzły, a potem wkładało w barwnik.
Technika shibori ma oczywiście wiele odmian, zainteresowanych odsyłam m.in do tej książki.




W zależności od spodziewanego końcowego efektu, na jedwabiu związywano mniejsze lub większe supełki, rożki, harmonijki, zaszywano obszary, wyszywano linie i kontury wybranych kształtów, wreszcie przyciskano deseczkami obszar przeznaczony do ochronienia. Tak przygotowaną tkaninę zanurzano w barwniku- na odpowiedni czas, by nie wniknął pod zawiązane lub zaszyte miejsca.
Tradycja każe, aby do shibori używać barwnika uzyskiwanego z indygowca.

Aby uzyskać pożądany wzór, można było np. mikro supełki/zaszycia umieścić jako tło, zaś nie zaszyta część materiału tworzyła właściwy wzór. Biorąc pod uwagę, że technika ta stosowana była do wytwarzania kuponów przeznaczonych na całe kimona, ich twórcom należy się szacunek za cierpliwość. Bo zaszycie to dopiero pierwsza część pracy- o czym niżej.

Nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała tej techniki na jedwabiu. Skupiłam się najpierw na samym szyciu. Kawałek jedwabiu postanowiłam ozdobić węzełkami, które miały rozmiar główki od zapałki. Zawiązane, zaszyte i mocno obwiązane nitką miały układać się w linie...
Pierwszych 25 węzełków robiłam dwie godziny. Ich układ był dosyć przypadkowy, mimo szczerych chęci utrzymania ich w jednej linii. Potem poszło już lepiej, linie zaczynały biec w pożądanych kierunkach, na końcu każdej zamieściłam grupkę supełków większych.



Przyszła także chwila na geometryczny wzór. Testy na różnych rodzajach supełków (bo jedne miały mieć potem barwny środek, a drugie nie) spowodowały, że powstał węzeł z kuponu surówki jedwabnej o roboczej nazwie "pąkiel".





Z duszą na ramieniu przystąpiłam do farbowania. Szkoda mi było na jedwab barwnika syntetycznego, użyłam wiec wywaru z mrożonych jagód bzu czarnego z odrobiną ałunu i octu. Materiały trzymałam bardzo krótko, około 20 minut w "mrugającym" barwniku. Materiałów nie moczyłam przed farbowaniem. Tkaniny wypłukałam, wystudziłam i wysuszyłam.



Ufarbowane, ale jeszcze związane materiały straciły trochę głębię koloru, widoczne były też przebarwienia z resztek barwnika. No, ale taki urok naturalnego barwienia.







Okazało się, że samo wiązanie i zaszywanie jest dosyć przyjemne, wszak to proces twórczy. Ale wszystko co się zawiązało trzeba odplatać, a zaszycia rozpruć. Zajęło to bardzo dużo czasu- następnym razem warto mniejszą wagę przyjmować do zostawiania estetycznych ścisłych supełków. Po ufarbowaniu ich nie widać, i są mocniej zaciśnięte. Warto też opracować sobie jakąś rytmiczną technikę wiązania i szycia, powtarzalny system- który potem ułatwia usunięcie nici i sznurków.
Co z tego wyszło?
Wydaje mi się, że mój "ludzik" na gładkim jedwabiu był dobrą wprawką, z uwagi na rozmiary pojedynczych zaszyć- po rozłożeniu mają maksymalnie 5 mm średnicy, większe 7 mm, a kółeczka na dole średnicę jednogroszówki.




Kupon geometryczny, przeznaczony zresztą na chustę furoshiki, wyraźnie udowadnia, że siła ma znaczenie- w czasie farbowania odpadły mi niektóre mocowania i widać po nich puste miejsce. Ale już teraz wiem, które węzełki mają potencjał, i jak je potem wykorzystać. 


Zainspirowana przez Panią Aleksandrę Görlich przymierzyłam się do prawdziwej figuralnej sceny. Relacja z jej wykonania już niebawem.











wtorek, 6 marca 2018

Krzyżacki styl i szyk.

Przeszukując publikacje o jedwabiu w późnym średniowieczu, dosyć szybko natrafiłam na wyniki badań w kryptach w Kwidzynie. Przeprowadzone wykopaliska w podziemiach dostarczyły danych o pochówkach wielkich mistrzów krzyżackich. Zaskakujące były resztki tkanin znalezionych w grobach, wiele z nich pochodziło z ubiorów zakonników. Rekonstrukcja zamieszczona w podanym niżej artykule jest po prostu szokująca, i o ile jest właściwa, udowadnia, że nie rozumiemy do końca gustu ludzi średniowiecza...

 źródło ilustracji

Jedwab aż do VI wieku naszej ery był domeną Dalekiego Wschodu. Zdradzanie tajemnic produkcji, w tym wywóz jaj czy poczwarek jedwabnika, karane było śmiercią. Dopiero za czasów panowania cesarza Justyniana, jak chce legenda, pielgrzymi przemycili kokony jedwabników i produkcja mogła rozpocząć się także w Europie, najpierw w Bizancjum, potem, już za sprawa Arabów- także w Andaluzji. W średniowieczu jedwab produkowano we Włoszech, często wzorując się na ornamentyce wschodniej. Większość znalezionych w Kwidzynie tkanin nie odbiega od wzornictwa z Italii. 
Wśród wielu fragmentów wzorzystych jedwabi- a spotkane ornamenty to kwiaty, pasy i dekoracje malarskie- moją uwagę zwróciła jednak jedna tkanina, o nieco innym charakterze. 

 Aż trudno uwierzyć, że jest to wzór opracowany i wykonywany w Europie. Z Chin świetnie znane są ornamenty tzw. happy cloud, występujące zarówno jako motywy architektoniczne, jak i dekoracje misternie utkane na jedwabiu czy namalowane na naczyniach. Motyw ten występuje od czasów starożytnych aż po XIX wiek
źródło pinterest

źródło pinterest

źródło pinterest  
 
Być może włoscy wytwórcy świetnie poczuli klimat Orientu i ich tkanina znalazła uznanie aż w dalekim Państwie Krzyżackim. Tkaniny z wykopalisk mają najczęściej kolor brunatny i brązowy, poddane przez wieki działaniom kwasów humusowych tracą swoją oryginalną barwę i żywe odcienie. Cieszyć się należy, że po tylu latach uda się chociaż odtworzyć wzór lub technikę wykonania.
Zainspirowana ornamentyką i kolorystyką Wschodu postanowiłam zobaczyć chmury na jedwabiu tu i teraz. I chociaż oryginał miał motyw tkany, moja inspiracja została namalowana złotem w skali 1:1.

 Faktycznie, ubiór, a nawet jego fragment z tym deseniem mógł zachwycać.



O tym projekcie pisałam także tutaj

W Imperium Mongołów

Gdy zabieram się za nowy projekt, staram sobie wyobrazić konkretną osobę i sytuację, w której mógłby powstać dany ubiór w prz...